Drony w mieście? Dzisiaj to nie takie proste. Dlatego też właściciele dronów będą chcieli to zmienić.
Przyszłość dronów według firmy DJI to… wieś. Oglądając ich ciekawy materiał promocyjny doszedłem do wniosku, że najbardziej ucieszą się mieszkający daleko poza miastem. To właśnie oni będą mogli w pełni korzystać z naprawdę interesujących funkcji “dronów przyszłości”, takich jak śledzenie właściciela i efektowne omijanie przeszkód czy rysowanie na niebie.
Dron w mieście
Pewnie wiedzą co się święci. W “świątecznej gazetce” Biedronki jednym z proponowanych prezentów jest właśnie dron z kamerką. Kosztuje niewiele, bo tylko 200 zł, więc pewnie niejedna osoba znajdzie takie urządzenie pod choinką. Szansę w tym okresie widzi dla siebie też GoClever. Firma wypuściła na rynek trzy tanie drony. Sprzęt można kupić za 200, 300 lub 400 zł, w zależności od specyfikacji.
Jeszcze tego nie widać, ale niebawem nad naszymi głowami może zacząć robić się tłoczno. Parę lat temu pewnie tylko nieliczni korzystali z np. kamerek rowerowych, dziś takich urządzeń na ścieżkach rowerowych nie brakuje. To samo można powiedzieć o kamerkach samochodowych czy kijkach od selfie. Moda szybko dotarła do Polski i nie jest ciekawostką, a standardem. Dlaczego z dronami miałoby być inaczej?
Tylko gdzie nimi latać? W mieście to nie takie proste:
Nie ma tu zatem większego zaskoczenia – loty dronów nad miastami? Tak, ale tylko za zgodą, dla operatorów ze świadectwem kwalifikacji UAVO i pod określonymi warunkami. Wszyscy pozostali niestety nie powinny w ogóle latać swoimi dronami „nad ludźmi, miastami i nad budynkami”. CZYTAJ WIĘCEJ
Być może jestem naiwny, ale prędzej czy później będzie musiało się to zmienić. Przeszkodą przestaną być nawet takie ograniczenia jak “prawo jazdy dla drona” czy dodatkowe koszty. Po prostu – dronów będzie tyle, że chętnych na latanie w mieście i mogących to robić nie zabraknie. Dzisiaj zgłaszają się pewnie góra trzy osoby tygodniowo. Ale za pół roku będzie już ich 20. Za rok może być 100. A za dwa, trzy lata? I z nimi będzie trzeba coś zrobić.
Masa krytyczna z dronem
Na pewno z czasem jakoś to się ułoży. Powstaną naturalne przepisy, które wyjaśnią, kiedy, jak, kto i przez ile będzie mógł korzystać z drona w mieście, tak by nikomu się nic nie stało. Ale zanim do tego dojdzie, ważną rolę w miastach odegra… dronowa masa krytyczna.
Dzisiaj mieszkańcy miast wkurzają się na biegaczy, rowerzystów czy – tu przede wszystkim poszkodowana jest stolica – protestujących, którzy od czasu do czasu blokują ulicę, bo akurat biegną/jadą/strajkują. A reszta stoi w korkach i gubi się w objazdach. Niestety, mam złą wiadomość. Dojdzie kolejna grupa, która zablokuje ruch w mieście.
Ludzie będą chcieli polatać. Zrobić zdjęcia z wysokości, zwiedzić zabytki, tam nagrać filmiki za pomocą dronów. Miasta na co dzień będą dla nich zamknięte i niedostępne, ale na jeden dzień w miesiącu (tygodniu?) drony dostaną zgodę i będą mogły przelecieć najważniejszymi ulicami.
I takie rozwiązanie według mnie byłoby niegłupie. Nad całym “spacerem” kontrolę mieliby fachowcy, którzy wiedzieliby, co zrobić w razie niebezpiecznych manewrów. Mieliby kontrolę nad tłumem użytkowników. Mogliby doradzić, a chętni dostaliby miejsce i czas na realizacje swoich pomysłów. Owszem, byliby w grupie, co pewnie nie każdemu się spodoba, ale przynajmniej byłaby to grupa pod nadzorem.
Nawet jeśli dronowa masa krytyczna będzie wyglądała inaczej, to pewny jestem jednego: na pewno taka powstanie. Użytkownicy dronów, podobnie jak dziś rowerzyści w całej Polsce, będą domagali się praw. Będą chcieli stref w mieście, po których mogą spokojnie latać, może będą prosić o specjalne “ścieżki” dla dronów? Albo po prostu zechcą razem latać w centrum miasta.