Depresja u mężczyzn

Depresja u mężczyzn

„Mężczyzna chory na depresję cierpi podwójnie. Pierwotnym źródłem cierpienia jest sama depresja, owa niemoc, a drugim, że właśnie są mężczyznami cierpiącymi na depresję. W naszej kulturze mężczyzna ma zadania do wykonania, ma działać. Jeśli nie może – przestaje być mężczyzną. Mężczyzna w depresji nie staje się chorym mężczyzną, on przestaje być mężczyzną”.

Tak w wywiadzie udzielonym „Charakterom” mówił o męskiej depresji Dariusz Galasiński, profesor na Uniwersytecie w Wolverhampton w Wielkiej Brytanii i w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. To na pewno jedna z najbardziej trafnych definicji tego zjawiska, pokazująca je w szerszym, kulturowym kontekście.

Mężczyzna musi sprostać narzuconym oczekiwaniom społecznym, musi jak najbardziej przybliżyć się do modelu „prawdziwego faceta” – silnego, twardego, zaradnego mężczyzny, który jest głową rodziny. Depresja, która przez wielu identyfikowana jest jako choroba w większym stopniu dotykająca kobiet, nie pasuje do tego wizerunku. Mężczyzna przyznający się do depresji budzi w towarzystwie zdziwienie. Zresztą takich, którzy mówią o swojej chorobie otwarcie jest naprawdę niewielu. Panom do depresji trudno się przyznać. I przed innymi, i przed samym sobą.

– Depresja nie jest wpisana w kulturowy schemat mężczyzny. Funkcjonuje stereotyp według którego to kobiecie bardziej wypada być płaczącą, cierpiącą, nie dającą sobie rady. Mężczyzna musi być sprawny i silny. Odrzuca myśl o chorobie. Kiedy choroba jest już u niego zdiagnozowana cierpi podwójnie. Czuje się bezradny i zagubiony – opowiada o swoich pacjentach Czesław Michalczyk, psycholog i psychoterapeuta.

Tymczasem psychiatrzy z USA przewidują, że liczba panów z zaburzeniami depresyjnymi będzie szybko rosła. Doprowadzi do tego właśnie pogłębiający się kryzys tożsamości mężczyzn, związany z zamianą męskich i żeńskich ról społecznych w krajach Zachodu. Depresja – w ogóle – stanowi dziś czwarty najpoważniejszy problem zdrowotny świata.

Statystyki pokazują, że mężczyźni na depresję zapadają średnio dwa razy rzadziej, niż kobiety. Cześć ekspertów na te liczby patrzy jednak podejrzliwie i twierdzi, że dane mogą być niewiarygodne, właśnie z tego powodu, że panowie rzadziej zaglądają do gabinetów psychiatrycznych. Szacuje się nawet, że specjaliści nie wiedzą, aż o 65 procent przypadków depresji z męską twarzą.

– Depresja u mężczyzn jest przede wszystkim dużo rzadziej diagnozowana, dlatego, że mężczyźni się z nią kryją, nie przyznają się ani przed sobą, ani przed rodziną do dolegliwości. Bardzo często też maskują swoją depresję na różne sposoby – mówiła na konferencji „Przemoc, depresja, świadomość” Marta Bryk ze Stowarzyszenia Profilaktyki Depresji „Iskra”.

Psychiatra dr Tomasz Hadryś, zauważa jednak, że w przypadku depresji endogennej, definiowanej jako choroba psychiczna, płeć właściwie nie ma różnicy. – Chorują na nią osoby, które teoretycznie powinny być szczęśliwe. A jednak nie są. Sami do nas się nie zgłoszą. Tutaj musi interweniować już rodzina. I nie ma znaczenia czy chorym jest kobieta, czy mężczyzna, choć statystycznie rzeczywiście panie chorują częściej. U panów za to objawy mają bardziej gwałtowny charakter – mówi nam dr Hadryś.

Nie rozmawiać, zagłuszyć

Inaczej wygląda sytuacja w przypadku zaburzeń, szeroko uznawanych za depresyjne. One są reakcją na obecną sytuację życiową pacjenta, ale rzadko de facto mają charakter choroby psychicznej. Właśnie tutaj do głosu dochodzą rolę społeczne, którym niektórzy panowie nie potrafią sprostać i przez to ich psychika cierpi. To zwłaszcza w tym przypadku statystyki mogą być niepełne, bo panowie nie szukają pomocy u specjalistów, ale, jak A. na własną rękę próbują wrócić do równowagi.

Zaburzenia depresyjne inaczej niż u pań, objawiają się u panów. Mężczyźni rzadziej odczuwają wahania nastroju, częściej miewają jednak napady agresji, są bardziej drażliwi. Z czasem pojawiają się nowe kłopoty – w pracy, w domu, w łóżku. Panowie o chorobie nie rozmawiają, a swojego stanu często nie definiują jako depresji. Chorobę zagłuszają używkami. W ruch idzie przede wszystkim alkohol, ale często też narkotyki.

Używki jednak tylko nasilają objawy depresji. A., mój rozmówca opowiada, że właśnie wtedy gdy pił, do głowy przychodziły mu najbardziej czarne myśli. – Zastanawiałem się, co moja narzeczona zrobi, gdy dowie się o mojej śmierci, czy będzie po mnie płakać. Bywały dni, że byłem o krok od podjęcia decyzji o samobójstwie (to właśnie panowie cierpiący na depresję częściej podejmują decyzje o samobójstwie, niż kobiety – red.). Zawsze wtedy byłem pijany.