…i jeszcze szybciej stracić fortunę. To, że lubisz steki, nie oznacza jeszcze, że zrobisz majątek na handlu wołowiną. Oto antyporadnik dla tych, którzy chcą być bogaci.
1. LEWAR, CZYLI WIĘCEJ ZA MNIEJ
Wpakować w akcje milion złotych i zgarnąć trzy procent? Smakowity kąsek. Wystarczy ten milion mieć i cierpliwie zaczekać na premię. Większość z tych, którzy chcieliby wzbogacić się o 30 tysięcy, miliona na inwestycje jednak nie ma. Stąd wziął się lewar, czyli dźwignia finansowa. O co chodzi? Mniej więcej o to, że inwestor wykłada tylko ułamek realnej ceny tego, co chce kupić. Ma pieniądze na 10 akcji Apple’a, ale dzięki dźwigni dostaje ich 1000. I jeśli akcje skoczą o 2 proc., zgarnia zysk liczony od tych 1000 akcji zamiast 10. Proste? Proste. Łatwa kasa? Łatwa. Duża? Oj, duża…
Jest jednak jedno „ale” (zawsze musi być jakieś „ale”). Jeśli akcje Apple’a zrobią ci na złość i spadną o te 2 proc., to co się dzieje? No oczywiście: tracisz 2 proc. nie na 10 akcjach, ale na 1000. Czyli co? Czyli dopłacasz brakującą kasę.
Transakcje z lewarem na akcjach najczęściej pojawiają się przy debiutach giełdowych nowych spółek. Wtedy domy maklerskie i współpracujące z nimi banki udzielają inwestorom kredytów (za drobny procent czy prowizję), by ci mogli kupić np. 10 razy więcej akcji, niż mają na to gotówki. Ma to bowiem jeszcze jedną zaletę. Kiedy spółka cieszy się dużym zainteresowaniem, nie dla wszystkich wystarcza akcji. Żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony, ich liczba jest więc solidarnie zmniejszana. Zamówiłeś 10 akcji, ale z powodu redukcji dostajesz tylko 5. Dzięki lewarowi redukcję można ominąć – masz kasę na 10 akcji, zamawiasz 20, ale dostajesz 10.
2. CFD, CZYLI WIEDZA TO POTĘGA
Jednak prawdziwą karierę dźwignia finansowa (oprócz rynku Forex, o czym za chwilę) robi na platformach, które handlują tzw. kontraktami na różnicę, czyli CFD. CFD to po prostu zakład, jak u bukmachera. Ale zamiast zgadywać, kto strzeli bramkę, próbujesz się domyślić, jakie dobro stanieje, a jakie zdrożeje. Celowo wspominam tu o dobrach, bo często nie chodzi o żadne akcje, ale np. o ropę, metale szlachetne, stopy procentowe, sok pomarańczowy, kawę, gaz, a nawet… pozwolenia na emisję dwutlenku węgla do atmosfery.
Możliwości zarobku przy CFD są wręcz nieograniczone. Ale (bo, przypominam, zawsze jest jakieś „ale”) jeszcze większe jest zagrożenie stratą. Nie trzeba być szefem Goldman Sachsa, by – po krótkiej praktyce na giełdzie – nauczyć się z pewnym prawdopodobieństwem przewidywać wahania kursów akcji. Gorzej, gdy bierzesz się za dobra, o których niewiele wiesz. Umiesz powiedzieć, jak i dlaczego będą zmieniały się ceny wieprzowiny? A soku pomarańczowego? Kawy?
Oczywiście dobry inwestor zwykle stara się poznać naturę rynku, na którym lokuje pieniądze. Słynny miliarder Warren Buffett – zapytany, dlaczego nie kupił akcji Facebooka – powiedział, że nie inwestuje w biznesy, których nie rozumie. Miał rację, bo zanim akcje Facebooka zaczęły rosnąć, najpierw spadły o ponad połowę. Dlaczego? Bo wszyscy najpierw zachwycali się fenomenem spółki, która ma miliard klientów, a dopiero potem zastanawiali się (licząc straty) – podobnie jak zastanawiał się pewnie zarząd FB – na czym ta spółka właściwie zarabia. Akcjom FB zajęło wiele miesięcy odrobienie strat i dopiero pod koniec lipca tego roku udało im się wrócić do ceny, po jakiej były sprzedawane w czasie debiutu giełdowego. Kto uczestniczył w IPO i miał słabe nerwy, stracił, kto kupił w dołku – dziś jest 100 proc. do przodu.
3. ZŁOTO, CZYLI WIELKA WTOPA
Dlatego, jeśli kuszą cię egzotyczne rynki i dobra, powinieneś coś się o nich dowiedzieć, nim wtopisz na nich kasę (przepraszam: zarobisz fortunę). A w przypadku każdego z rynków to wiedza wyjątkowa. Jeśli chodzi o kawę, warto śledzić prognozę pogody w Kolumbii. Słyszałeś, że żywność drożeje na świecie i chcesz się wzbogacić na wołowinie? Dowiedz się, jaki apetyt mają krowy w stadach w USA. Uważasz, że handel najpopularniejszą parą walut – eurodolarem (EUR/USD) – jest dla mięczaków i wolisz spróbować sił na jakiejś bardziej obiecującej parze, np. euro i forint? Nawet nie zaczynaj, jeśli nie znasz programu gospodarczego Viktora Orbána. Jeśli zadajesz sobie pytanie: „jakiego Viktora” – uciekaj z rynku.
Nawet jednak jeśli czujesz się nieźle w wymienionych tematach, licho nie śpi. Przekonali się o tym ci, którzy jeszcze kilka lat temu kupowali złoto albo lokowali swoje pieniądze w AmberGold. Wszyscy wokoło powtarzali, że cena kruszcu lada moment przebije rekordowy poziom 2000 dolarów za uncję. Ale (wiadomo, zawsze jest jakieś „ale”) potem w kłopoty finansowe wpadł Cypr. Pojawiła się informacja, że kraj w kryzysie będzie musiał sprzedać swoje rezerwy złota. Kurs załamał się w ciągu kilku chwil. A gdy doszła do tego plotka, że po Cyprze mogą podobną drogą iść Włosi czy Hiszpanie (z o wiele większymi zapasami złota), cena szlachetnego metalu tąpnęła. Miało być 2000, a w mgnieniu oka zrobiło się 1300 dolarów z uncję.
4. FOREX, CZYLI WALUTOWA JATKA
Forex to największy pod względem wartości rynek finansowy na świecie. W ciągu doby przebija pod względem obrotów wszystkie największe giełdy świata. Pachnie wielką kasą? Przeogromną. Ale… (bo zawsze jest jakieś „ale”, pamiętasz?) 80 proc. graczy na rynku walutowym zanotowało straty w zeszłym roku. Większość z nich to drobni, indywidualni gracze. Forex, czyli rynek wymiany walut, jest jednym z tych inwestycyjnych pól bitew, na których rzesze maluczkich ścierają się z rekinami finansjery, najgrubszymi z grubych. I wcale nie muszą być na straconej pozycji. Pamiętaj jednak, że dealerzy walutowi z banków inwestycyjnych więcej pieniędzy „przepalają” podczas nauki fachu, niż ty zobaczysz w całym życiu. A obok wielkich instytucji finansowych na foreksie hasają też banki centralne, które – kierowane bieżącą sytuacją gospodarczą w kraju – mogą wchodzić na rynek i sterować kursem.
Handel na foreksie kusi wyjątkowo, bo dzięki lewarowi masz szansę na ponadprzeciętne zyski. Wyobraź sobie, że dwa lata temu grałeś na osłabienie franka szwajcarskiego. Nagle szwajcarski bank centralny ogłosił, że będzie bronił kursu. W ciągu kilku minut mogłeś zarobić kilkanaście procent. Czyli, dzięki dźwigni finansowej, z marnego tysiąca złotych miałbyś kilkanaście tysięcy.
Jednak żeby ustrzelić taką okazję, trzeba mieć wiedzę lepszą niż inni (lub szczęście). Taką wiedzę miała ponoć żona byłego szefa banku centralnego Szwajcarii, która prowadziła transakcje walutowe kilkanaście dni przed ogłoszeniem decyzji SNB. Zarobiła na wymianie walut, ale w wyniku skandalu jej mąż stracił fotel prezesa. A jeśli nie masz wiedzy ani szczęścia, przygotuj się na ogromne straty. Tym bardziej że mechanizm funkcjonowania platformy jest taki, że można stracić więcej niż wszystko… Czasem trzeba jeszcze dopłacić do początkowo zainwestowanej kwoty.
5. GIEŁDA BEZ LEWARA, CZYLI PIESKI WEEKEND
Nikt nie każe oczywiście inwestować z lewarem. Można po bożemu – za tyle ile się ma. Ale (sam już wiesz…) i tu czyhają pułapki. W przypadku akcji typowa sytuacja to – nazwijmy ją umownie – popsuty weekend. Masz akcje spółki, spółka ma portfel pełen zamówień i nieźle sobie radzi na giełdzie. Ale przychodzi taki weekend, gdy – niespodziewanie – spółka ogłasza, że utraciła płynność finansową i w poniedziałek złoży wniosek o upadłość. Czekasz z niecierpliwością do początku tygodnia, by wyjść z inwestycji z jak najmniejszą stratą, a tu klops. Zleceń sprzedaży jest już w systemie giełdowym tyle, że handel akcjami zaczyna się na dzień dobry (tzw. teoretyczny kurs otwarcia) 20-30 proc. poniżej piątkowej wyceny. I już o tyle jesteś w plecy.
Inna mniej oczywista sprawa dotyczy nierówności na rynku. Tajemnicą poliszynela jest np. to, że większość kontraktów terminowych na indeksy giełdowe w Warszawie trzyma kilka największych banków inwestycyjnych świata. Wiadomo: ich cel to „mieć” taki poziom indeksu na koniec okresu rozliczeniowego, by zainkasować zyski. I zrobią wszystko, by taki poziom osiągnąć. Pół biedy, jeśli indeks jest poniżej ich oczekiwań – będą kupować wtedy akcje i zyskają wszyscy, którzy grają na zwyżkę. Nawet drobni inwestorzy. A jeśli indeks jest znacznie powyżej poziomu, który zadowala banki?
6. ZŁOTO W KIESZENI, CZYLI ŻADEN BIZNES
Biorąc się za inwestowanie z myślą o szybkim zarobku, warto też uważać na inwestycje, które inwestycjami nie są. Tak było np. z kupowaniem fizycznego złota. Przeciętny człowiek nie ma szans kupić złota bezpośrednio od producenta. Kupuje więc od pośrednika (złote monety, srebrne sztabki inwestycyjne itp.). Pośrednik dolicza swoją marżę. W efekcie przeciętny Kowalski kupuje złoto czy srebro znacznie powyżej jego aktualnej wartości. I musi długo czekać, by urosło jeszcze o tyle, by na nim nie stracić w trakcie sprzedaży.
Rozwiązaniem mogą być platformy handlujące fizycznym złotem po cenach mniej więcej rynkowych. Przy czym fizyczność złota czy srebra jest dość umowna: jest ono zdeponowane w skarbcu, np. w Zurychu, a inwestor „umawia się” z operatorem platformy, że – jeśli zechce – będzie mógł je stamtąd odebrać. To jednak ewenement. Nikt tego nie robi. Bo po co? By wpakować złotą monetę pod poduszkę czy w słoik i zakopać w ogródku? Chodzi tylko o to, żeby sprzedać drożej, niż się kupiło.
7. DIAMENTY, CZYLI WCALE NIE NAJLEPSI PRZYJACIELE INWESTORA
Podobnie złudną inwestycją są diamenty. Każdy ich dealer będzie zachwalał, że na tym nie można stracić. To prawda. Prawie. Diamenty drożeją dość stabilnie od wielu wielu lat. Diament kupiony dziś, gdy pewnego dnia przekażesz go wnukom, nie tylko zachowa, ale i zwiększy swoją wartość. Ale (ale!) w krótkiej perspektywie milionera z ciebie nie zrobi. Raczej odwrotnie. To jak z kupowaniem nowego auta w salonie. Załóżmy, że kupiłeś piękną furę za 50 tys. Wyjechałeś z salonu, zrobiłeś rundę po mieście i wracasz do salonu, by odsprzedać nietknięte auto. Nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy na to, że właściciel salonu odkupi to auto z premią ani nawet za taką samą cenę. Ile zaproponuje? 20-30 proc. mniej?
Podobnie jest z diamentami. Kupujesz najtańszy z tanich, za jakieś 5 tys. złotych. Ma stosowny certyfikat potwierdzający jego wagę, liczbę karatów etc. Małżonka nie jest jednak zachwycona tym zakupem, ona chciała nową kanapę, a nie ten kamyk. Chcąc nie chcąc, wracasz do dealera z diamentem, by go odsprzedać. Chcesz swoje 5 tysięcy złotych (przecież się nie zniszczył!)? Zapomnij.
Jeszcze gorzej jest z biżuterią. Pierścionek z diamentem kupiony od jubilera ląduje na trzy lata w domowym sejfie, jako inwestycja. Pewnego dnia zanosisz go z powrotem do jubilera, minęły trzy lata, diamenty zdrożały, więc liczysz na drobną chociaż premię. A tu zaskoczenie. Nie dość, że nie ma premii, to cena jest niższa niż ta, którą zapłaciłeś. Dlaczego? Przecież to diament. To prawda. Ale (ach, znów to ale…) jubiler kupował go po cenie hurtowej, a tobie sprzedał po detalicznej (wliczając swoją robociznę). A pierścionek? Kto będzie chciał zapłacić tyle za używany pierścionek? No, chyba że nosiła go Rita Hayworth.
MĄDROŚĆ TŁUMÓW, CZY OWCZY PĘD?
Na popularności – także w Polsce – zyskują od niedawna serwisy działające na zasadzie tzw. social trading. To miejsca, gdzie w sieci spotyka się społeczność inwestorów. Gracze dzielą się z innymi wiadomościami, plotkami, pomysłami na „taaaką kasę”. Czasem także pokazują, akcje jakich spółek mają w portfelu i jakie wyniki osiągają. Często takim serwisom towarzyszą tabele rankingowe pokazujące wyniki najlepszych inwestorów zarejestrowanych w serwisie. Raz, że to zabawa, dwa – ewentualna inspiracja dla innych graczy na rynku. Niektóre serwisy social tradingowe oferują także możliwość natychmiastowego i automatycznego kopiowania decyzji inwestycyjnych innych członków społeczności. W Polsce serwisy social trading prowadzą m.in. MyStock czy GO4X.
WIELKAKASA.COM
Jeśli nie czujesz się na tyle mocny, by zainwestować na rynku finansowym realne pieniądze, możesz spróbować swoich sił w grze inwestycyjnej Wielka Kasa. To internetowa zabawa, która pozwala posmakować życia inwestora giełdowego. Zawiera też pewne cechy serwisów social tradingowych – można wykupić „podgląd” inwestycji wybranych uczestników gry. Wielka Kasa, oprócz dość emocjonującej zabawy opartej na realnych notowaniach akcji spółek na giełdzie, oferuje też szereg narzędzi edukacyjnych. Można więc potraktować ją jak poligon przed wejściem na prawdziwy rynek z prawdziwą gotówką.
Źródło: LOGO